Jak łażę z aparatem uwieszonym na szyi, szukając odprysków codzienności, nie mogę nie zauważyć emocji, które też chodzą po ulicach. Razem z ludźmi, albo, tak najczęściej, przed nimi. Raczej prowokują konfrontację, a nie umożliwiają kontakt. Wątpię, by powodem był aparat, mały i nierzucający się w oczy. To chyba chaos przestrzeni i temperatura jej zawartości powodują, że brakuje nie tyle uśmiechu, ale zwykłej potencjalności neutralnej reakcji: bez wrogości, bez złości czy zniecierpliwienia.
Mało jest miejsc (cały czas takiego szukam), które nie są zaburzone i w których ludzie zwyczajnie ze sobą przebywają. Przestrzeń, a szczególnie przestrzeń miasta nie są obojętne. Określają obszar, po którym możemy się poruszać, a często nawet kierunek spojrzenia czy myśli.
***
Tak sobie myślę, że zwyczajność wcale nie jest niczym poślednim czy wstydliwym. To czasami jedyna możliwość wytchnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz