Ten wyraz twarzy wciąż pozostaje dla mnie tajemnicą, tym bardziej, że gdy pytam: "Babciu, jesteś smutna?" i słyszę odpowiedź: "Tak, jestem", to twarz nie zmienia się w ogóle. Gdy słyszę, że "Mój świat zupełnie się rozsypał" albo "Pomóż, wstać, iść" jej twarz dalej wygląda tak samo. Myślałem, że może to kwestia... przyzwyczajenia do negatywnych emocji, jakiś spokój w obliczu udręczenia.
Spróbowałem więc zaczepić Babcię o to, co pozytywne. Gdy pomagam jej wstać, odpowiadając na trochę wyuczoną bezradność, mówię: "Hop, hop, wstajemy", Babcia odpowiada: "Hohohoho". Ma ciepłe dłonie, wiem, że jest, no właśnie, zadowolona? Może szczęśliwa? Idąc tym tropem i wykorzystując to, że Babcia lubi być fotografowana – "Zdjęcia. Trzeba pamiętać." – dzisiaj poprosiłem, by się uśmiechała. Obiecałem jej cykliczne lekcje uśmiechu, by rozruszać uśpione chorobą nerwy i mięśnie. Babci trzeba pokazać, trzeba dotknąć i podnieść usta. Bo przecież uśmiech, zanim pojawi się na ustach, jest zawsze gdzieś ukryty. Zawsze w sobie. Tego się przecież nie zapomina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz